O FILMIE PODKOMISJI MON
Omówienie filmu
Podkomisji MON
Źródło filmu: https://telewizjarepublika.pl/co-tak-naprawde-stalo-sie-10-kwietnia-2010-nad-smolenskiem-raport,99275.html
Minuty filmu (zaznaczam nie tylko punkty kontrowersyjne,
ale również zasługujące na uwagę):
6:30 – KM (Komisja
Millera) dokonuje „twórczej korekty” (tak to określa jeden z jej członków) i strefy wybuchów nazywa „strefami
pożaru”.
8:00 – KM zmienia usytuowanie
złamanej brzozy względem zapisów, „bo musi być o 8:41:2.8”.
9:40 – P-MON (Podkomisja MON) twierdzi, że
skrzydło nie złamałoby brzozy, ale by ją przecięło. Tym samym sugeruje,
że brzoza została złamana w innych okolicznościach.
10:30 – P-MON twierdzi, że wybuch w
skrzydle nastąpił „około 100m przed brzozą” (patrz 30:40).
10:50 – P-MON podaje, że w złomie brzozy
zawisły fragmenty, w tym m. in. „fragment żebra skrzydła, wyrwany z jego
wnętrza wybuchem”. Tu brak mi pewności; zawisł, czy został wbity?
11:40 – P-MON stwierdza, że zanim skrzydło
uderzyłoby w brzozę (na wysokości KM) – przedtem musiałoby „zmieść budę na
działce Bodina”. Niestety, nie dysponuję wyraźnymi zdjęciami tej działki.
12:30
– P-MON wątpliwie powołuje poziomą „trajektorię MAK”, (zresztą prawdopodobnie
tę główną z rys. 43, a nie tę rzetelniejszą z wcinki u dołu tego rysunku), jako
dowód świadczący na korzyść jej tez.
Dalej – analiza
balistyki fragmentów samolotu, w tym drzwi, z którą nie mam kompetencji polemizować.
Choć nadal uważam, że drzwi mogły wbić się w ziemię nie tylko wskutek swej
prędkości pionowej, ale zostać w nią wtłoczone przez fragment wraku.
(Początkowo uważałem też,
że górna część kadłuba mogłaby np. zostać rozpruta przez jakiś pniak, korzeń,
itp., a potem się odwinąć na boki i rozpłaszczyć. Ale stwierdzone przez mgra
inż. T. Ziemskiego (45:30) niemal idealne pasowanie obu części kadłuba raczej
wyklucza ten mechanizm.
Przekonujący
jest też argument dotyczący grodzi ciśnieniowej, co do której powinno się
zachować jej mocniejsze połączenie z kadłubem, a nie słabsze z ogonem. Jak też
to, że statecznik poziomy musiałby się oderwać od pionowego – vide symulacja
filmowa.)
17:15 – P-MON ponownie (wcześniej o 9:40)
twierdzi, że skrzydło nie złamałoby brzozy, ale by ją przecięło.
18:30 – Sprawy formalne, np. remont w
Samarze pod „ochroną” rosyjskich służb specjalnych.
19:00 – T. Arabski stwierdza 24.10.2010
(przed jakimś organem, ale nie wiadomo, czy KM, czy Prokuraturą, czy też przed Sądem): „W ogóle, ja nawet
nie wiem, że w Smoleńsku jest lotnisko!” i przyznaje, że Instrukcji Head „… nie
czytałem, jak ją podpisywałem”, i że (w wyniku tej nieznajomości) jako
Koordynator nie zrobił „Nic, nic”.
20:15 – Informacja, że gen. Benediktow
wcześniej był D-cą Sił Specjalnych w Afganistanie.
20:45 – W tle informacji, że operacją
odgórnie kierowało Główne Centrum Strefowego Zintegrowanego Systemu Organizacji
Ruchu Powietrznego Federacji Rosyjskiej, pokazano Kreml.
20:55 – P-MON nadal pokazuje rysunek z
błędnym kręgiem nadlotniskowym ze swego Raportu Technicznego z 11.04.2018r.
(choć tym razem na ten krąg się nie powołuje).
21:05 – P-MON mylnie głosi, że (ze strony
kontrolerów) „Zgodzono się na lądowanie Tu-154, choć pogoda na to nie pozwalała
…” (naprawdę Kierownik Lotniska zgodził się na próbne podejście).
21:20 – Skan zeznania Kierownika Lotniska ppłka P. Plusnina: „…
zaniżyłem widoczność do 400 m, ponieważ myślałem, że załoga (odejdzie na zapasowe lotnisko) (…), chociaż w rzeczy samej ta widoczność mieściła się w granicach
800 m”.
21:55 –
Rysunek z czterema odczytami z transpondera, wyznaczającymi położenie Tu-154 na
kręgu: na boku W-E: 8:33:00 (bez odległości), za środkiem 3-go zakrętu:
8:36:00/22.1km (radialnie), za środkiem 4-go zakrętu:
8:38:10/17.5km (od KTA, czyli od środka pasa) i 8:40:40/3.82km. Przy tym
P-MON zauważa, że Rosjanie ukryli zapisy wysokości barycznej z tego
transpondera.
(Wg
moich wyliczeń 3-cia odległość wynosi 16.8km (wg KM – 16.57km), a 4-ta –
3.75km. Te różnice tylko częściowo można tłumaczyć innym czasem bazowym
transpondera.)
23:00 – Kpt. J. Więckowski potwierdza
nieprawidłowość komendy „Horyzont” (w tej pozycji samolotu).
25:15 – P-MON uważa, że celem podejścia
było udowodnienie „niemożliwości lądowania”. Ja zauważam, że Kapitan chciał
ocenić, czy mgła ustąpi przed upływem pół godziny. (Bo gdyby były na to widoki – to lepiej
było „powisieć nad lotniskiem”, niż lecieć na inne lotnisko tylko po to, by
natychmiast z niego wracać, czyli niepotrzebnie lądować i startować.)
25:25
– Psycholog Beata Majczyna ocenia atmosferę i współpracę w kabinie załogi jako
bardzo dobrą.
Też uważam, że
załoga postępowała rutynowo i profesjonalnie, jak też zachowała wszelkie procedury.
Zwłaszcza to podkreślam, wobec rozpowszechnionego fejka o rzekomym „łamaniu
procedur”.
Choć zauważam też
przesłanki wskazujące na możliwość rywalizacji między oboma Pilotami. Byli
rówieśnikami i najpewniej razem kończyli dęblińską „Szkołę Orląt”. Mimo to
Dowódca, który doskonale opanował Tu-154 i miał na niego uprawnienia dowódcze,
miał stopień kapitana. Natomiast jego kolega, z uprawnieniami tylko 2-go pilota
i ze znacznie mniejszym nalotem, był już majorem.
Za
to co najmniej zbyt wcześnie przypisałem Nawigatorowi zaniepokojenie.
27:15
– P-MON (lektor) twierdzi, że „Po minięciu 100m Dowódca natychmiast wydał komendę ‘Odchodzimy’ …”. Wg
Raportu KM (str. 215) było to 39m nad lotniskiem, wg mojej trajektorii – nawet
47m, a wg trajektorii P-MON (wyznaczonej przeze mnie w możliwym do przyjęcia
wariancie +80m, zamiast +100m) – znowu 39m.
Dalej P-MON
potwierdza „mój” sposób odchodzenia w
automacie, z tym, że zamiast pokrętła ‘wyżej-niżej’ zakłada ruchy wolantem.
(Uważam jednak, że ruchy wolantem dawałyby skutek tylko chwilowy, bo zaraz
byłyby niwelowane przez automat.)
Dalej następują antycypacje analizy dra K. Nowaczyka i opisu eksperymentu z 30:40 (zob. dalej).
29:15
– P-MON (lektor) twierdzi, że KM „nigdy nie badała” wypowiedzi z 6:42:55
jednego ze smoleńskich kontrolerów: „Zaczął odchodzić na drugi krąg, potem
zniknął”.
Pomijając,
że ta spontaniczna wypowiedź niekoniecznie oznaczała, że kontroler rzeczywiście
stwierdził wszczęcie odejścia na drugi krąg, to zarzut jej niebadania przez KM
też nie podstaw. Ponieważ tę wypowiedź przytacza Załącznik nr 8 do raportu KM.
30:00
– P-MON (lektor) twierdzi, że zapisy parametrów i rozmów zostały sfałszowane po
komunikacie Nawigatora „20”, i że Tu-154 już niżej nie zeszedł. Jako dowód na tę
tezę podaje brak kolizji z szopą Bodina.
Jeśli je
sfałszowano, to po tym komunikacie, czyli od 1220 metrów przed lotniskiem, także i moje
odtworzenia trajektorii „brałyby w łeb”. Choć niezmiennie uważam, że
sfałszowanie wszystkich zapisów z jednoczesnym utrzymaniem ich obecnej
wzajemnej zgodności, byłoby niemal niemożliwe.
Ale
odcinki trajektorii przed 1220 metrami też są wymowne, nie wyłączając
odtworzonych przeze mnie trajektorii P-MON, i to we wszystkich wariantach
między +60m – +120m. Trajektorie P-MON wykazują głębokie przepadanie samolotu
po minięciu 1850 metrów, a moja zachowuje płynność.
30:40
– Dr K. Nowaczyk analizuje parametry lotu w ostatnich 17-tu sekundach
podejścia. A swój wywód opiera na przyjęciu a
priori, że zapisy parametrów lotu powinny być względem terenu przyspieszone o około
100 metrów w stosunku do ich pozycji przyjętej przez komisję Millera. Jako że zapisy zostały
zarejestrowane w funkcji czasu, a nie w funkcji odległości od lotniska, więc
ich odległość można dopasowywać (co zresztą ja też czynię). Bo zwłaszcza w
zapisach parametrów lotu nie ma jednoznacznego elementu, który by je wiązał z jakimś
punktem w terenie. Wprawdzie komisja Millera za takie wspólne czynniki uznała słynną złamaną
brzozę oraz pierwszy wstrząs do 0.88g, mimo że wyraźnie do siebie nie pasują,
na co KM po prostu machnęła na to ręką. Natomiast MAK przyjął to samo, ale
naciągając oś zapisów i fałszując rzeźbę terenu – to niedopasowanie zatuszował.
Ja zaś, szukając
właściwego umiejscowienia zapisów w terenie, znalazłem je 35 metrów za umiejscowieniem
KM, czyli bliżej lotniska. A opierając się na przemnożeniu prędkości lotu przez
czas pokonania odcinków szacuję, że w punkcie TAWS#37 właśnie o tyle wystąpił
błąd lokalizacji GPS.
Zaś dr K. Nowaczyk
lokuje zapisy parametrów „około 100 metrów” (tak to określa) wcześniej,
niż KM. Ale nie zauważyłem, był podał jakiś istotny dowód na takie wyprzedzenie,
choć na nim opiera dalsze wywody. Te zaś prowadzą go do wniosku, że fragment
lewego skrzydła odpadł 100 metrów przed brzozą, czyli że brzoza w tym
odpadnięciu udziału nie miała.
Dokonałem więc
analizy porównawczej dwu głównych wariantów; mojego, że fragment skrzydła
odpadł 35 metrów za brzozą, i najkorzystniejszego dla dra
Nowaczyka, że nastąpiło to 80 metrów przed brzozą. Tę analizę wraz z
wnioskami przytaczam w Dodatku do tego Omówienia.
Odnośnie
kolejnych tez dra Nowaczyka nie mam pewności do wskazywanych przez niego różnic
prędkości zniżania między odejściem zarejestrowanym 10.04.2010, a odejściem
kontrolnym w roku 2011. Prędkość zniżania nie była rejestrowana bezpośrednio,
zapewne więc dr Nowaczyk powołuje się na jej pośrednie wyznaczenie, a to może
być wątpliwe. Jest też ważne, czy wszystkie parametry, zwłaszcza tu istotne
prędkość lotu i pochylenie, były identyczne. Bo nie można pominąć, że w locie
rzeczywistym prędkość dopiero co spadła do wcześniej nastawionych 280km/h, a
więc zrównoważenie towarzyszącego temu opadania mogło jeszcze nie być pełne. Z
pewnością też lot kontrolny odbywał się bez pasażerów, zatem czy zapewniono
taki sam balast i jego rozłożenie w samolocie?
37:00
– Płk dr A. Siadkowski omawia „liniowy” materiał wybuchowy w skrzydle. Ale
przedstawia jedynie eksperymenty prowadzące do oderwania fragmentu skrzydła, po
których ten fragment wygląda podobnie, ale nie dostarcza dowodu, że
rzeczywiście tak było. Ponadto musi zastanawiać
przewidujące przyszłość umieszczenie materiału wybuchowego, akurat na linii ataku przez przyszłą brzozę.
42:00
– „Obecność heksogenu” w skrzydle. Tu interesujące byłoby nie tylko
stwierdzenie jego obecności, ale przede wszystkim określenie stężenia.
Wikipedia (choć nie można jej uważać za miarodajne źródło) podaje, że heksogenu
używa się nie tylko w ładunkach terrorystycznych, ale też w pociskach
artyleryjskich i w spłonkach inicjujących. A z zawartością pocisków
artyleryjskich transportowani do/z Afganistanu żołnierze mogli mieć styczność.
A szczególnie mieli z tym styczność saperzy.
Za
to opisywany dalej „powybuchowy” rozrzut fragmentów centropłata po wrakowisku,
w tym idealne rozcięcie góry kadłuba (45:00), przekonująco świadczą za
wybuchem. Tyle, że nic nie wyklucza, że był to wybuch znajdującego się w
centropłacie zbiornika paliwa.
45:30
– Inż. T. Ziemski. Nie mam kompetencji do analiz zniszczeń oraz balistyki
oddzielnych fragmentów. Ograniczę się więc do przypomnienia uwagi z 12:30.
Ale ważna jest tu
opisana przyległość dwóch dwu części dachu. Tak duża świadczy na rzecz P-MON,
że dach nie mógł być rozpruty przez korzeń lub pniak, bo wtedy wystąpiłyby
wyrwania i ubytki.
Należy zauważyć
opisany o 50:50 rozrzut szczątków po wrakowisku. Fragmenty lewej burty układają
się po prawej stronie wrakowiska, a prawej – z jego lewej strony. To ewidentnie
poświadcza odwrócone położenie samolotu w chwili eksplozji. (P-MON też
potwierdza to odwrócenie, np. o 39:00.)
Zaś
to, że elementy dachu tylko częściowo się ułożyły wzdłuż centrum wrakowiska, a
przeważnie z lewej, czyli niejako z przeciwnej strony – nie podważa tezy o
odwróceniu samolotu o 150°.
52:30 – Opis ewidentnie aroganckiego
postępowania Rosjan z wrakiem.
53:00 – Wbite w ziemię lewe drzwi. Tu
powtarzam mą opinię z 12:30.
54:10 – Dr W. Binienda. Opisane przez niego
zarównanie miejsca, gdzie drzwi zostały wbite w ziemię, moim zdaniem świadczy
też o tym, że drzwi mogły zostać wtłoczone w ziemię przez sunący po powierzchni
gruntu fragment kadłuba.
Ponadto liczba
możliwych scenariuszy odrywania się drzwi od kadłuba jest wręcz nieskończona,
więc zasymulowanie ich wszystkich jest niemożliwe. Dlatego przedstawiona
symulacja mnie nie przekonuje. Zakłada bowiem kontakt drzwi z podłożem ich
powierzchnią, a nic nie wykluczało, że drzwi mogły od razu zaatakować podłoże
swoją krawędzią, gdyby po wybuchu w centropłacie częściowo wyrwały się z zamocowań
i odchyliły od kadłuba.
Dr Binienda
potwierdza też, że eksplozja w centropłacie postępowała od strony zbiornika z
paliwem (1:02:15), co akurat wskazuje na wybuch właśnie tego paliwa, a nie
celowo podłożonego ładunku.
Oczywiście nie mam
kwalifikacji do sporu z drem Biniendą, a jedynie wyrażam swoje wątpliwości. W
tym tę zasadniczą, czyli wprost niezwykłą zbieżność toru lotu skrzydła i
brzozy, które trafiły na siebie w miejscu inkryminowanego podłożenia liniowego
ładunku wybuchowego. Do tego podłożonego akurat tak, by imitowało odcięcie skrzydła
przez brzozę. Przypadek?
Za
to pokazana przez dra Biniendę symulacja dwu bruzd (57:40), jakie musiałyby być
wyryte przez pozostałą część lewego skrzydła i lewy statecznik, gdyby samolot przed
upadkiem był w całości – jest przekonująca. I udowadnia, że destrukcja kadłuba
nastąpiła jeszcze w powietrzu (a przy tym jeszcze omawiane wcześniej rozcięcie
wzdłuż górnej jego części). Ale powtarzam, że mógł to spowodować wybuch paliwa,
a nie obcego materiału wybuchowego.
1:06:15 – Wstrząsające opisy medyczne. Do
nich się nie odnoszę w żadnej mierze.
1:11:15 – Trotyl i nitrogliceryna. Do tego
odniosłem się w książce. A w filmie P-MON brak najistotniejszej informacji o
stężeniu tych materiałów. Czy stwierdzono ich ślady (a przy tym zwracam uwagę
na wykrycie ich na elementach foteli), czy też ilości, które wskazywałyby na
celowe ich umieszczenie. Nawet lektor o 1:13:40 mówi o „śladach” (choć możliwe,
że jest to sformułowanie przypadkowe). Wymieniony dalej pentryt występuje
również w lontach detonujących, używanych przy wyburzaniu budowli. Być może
takich lontów używają też saperzy.
1:15:00 – We wpleceniu w wątek materiałów
wybuchowych tutki nr 102 nie mogę się połapać. A do przestrzeni zamkniętych ślady
tych materiałów mogły się przenieść wtórnie, podczas rozpadu tych fragmentów.
(Chyba, że te przestrzenie otwarto dopiero podczas badań – tego P-MON nie
precyzuje.)
1:15:45
– P-MON konkluduje, że „Komisja Millera wykonała znikomą ilość badań naukowych”.
Tu dodam, że komisja Millera nie wykonała
nawet podstawowych obliczeń, a te zaprzeczyłyby wielu jej tezom. Przede
wszystkim nie wyrysowałaby swojej pionowej trajektorii lotu tak jak to zrobiła,
gdyby ją skonfrontowała z brakiem wystąpienia adekwatnych przeciążeń pionowych.
A wtedy też nie miałaby podstaw do wysunięcia oskarżeń pod adresem Kapitana, na
przykład że o 8:40:51, akurat gdy pada pierwszy komunikat o odejściu, podjął
jeszcze nagłą i schizofreniczną „decyzję o zwiększeniu prędkości zniżania”.
Za to co do Podkomisji MON – to możemy być
pewni, że jej praca, mimo wyrażonych wyżej zastrzeżeń i niekiedy widocznego w
niej (niestety) ukierunkowania, jest jednak wnikliwa i szczegółowa. Wniosła
więc wartości przydatne do kolejnych analiz. Te, o które Komisja Millera się
nie postarała, lub ich szukanie świadomie wykluczyła. A nawet „twórczo” je
fałszowała, tu szczere wyznanie jej członka: „… wszystko zostało zmienione
na podejściówce … bo drzewo musi być w momencie, kiedy jest 2.8 sekundy
…”.
Natomiast trolle i
tani dziennikarze swymi prześmiewczymi wypowiedziami o filmie Podkomisji MON zdemaskowali
jedynie swą własną ignorancję, wręcz głupotę.
Alur – sierpień 2020r.
Analiza trajektorii
pionowej Podkomisji MON (Dodatek)
Rejestratory samolotowe, tak foniczny jak parametrów lotu, zapisywały zdarzenia w funkcji czasu, a nie względem odległości od lotniska. Każdy też rejestrator korzystał z własnego zegara, które nie były zsynchronizowane, a ich czasy bazowe różniły się o około 3 sekundy (ale nie ma pewności, o ile dokładnie się różniły). Mimo to zapis czasu jako tako wskazuje, kiedy poszczególne zdarzenia wystąpiły, ale już wcale nie jest pewne, gdzie samolot się wtedy znajdował.
Łatwiej
było zlokalizować w terenie nagrane odgłosy i wypowiedzi w kabinie, bo im
towarzyszyły alarmy systemu TAWS (‘terrain ahead’ i ‘pull up’). Wtedy też
system TAWS zapisywał lokalizację samolotu wg GPS, choć tym wyznaczeniom mogły
towarzyszyć pojedyncze błędy. (Moim zdaniem taki błąd wystąpił w punkcie
TAWS#37, przez GPS zlokalizowanym w odległości 1932 metry od lotniska, a dwie
inne okoliczności wskazują, że było to około 35 metrów bliżej.)
Mimo
to jedynie TAWS daje jakie takie podstawy, by nagrane w kabinie pilotów dźwięki
i wypowiedzi zlokalizować w terenie. Gdyż nie można ich odnosić nawet do tzw.
bliższej radiolatarni (BRL), bo jej strefę samolot przecinał niesymetrycznie. I
wbrew powszechnym sądom nie można też zbytnio polegać na odgłosach kolizji z
drzewami, choć te też miały miejsce. Z prostego powodu – samolot zahaczał
drzewa różnymi fragmentami swej sylwetki, a na przykład skrzydła samolotu
znajdowały się za dziobem co najmniej 20 metrów, co przekładało się na około
0.25 sekundy lotu. Przy tym niektóre z usłyszanych odgłosów zewnętrznych nie
pochodziły od drzew, a prawdopodobnie od zderzeń ze spłoszonymi ptakami. A np.
zahaczenie końcówką prawego skrzydła wierzchołka pierwszej napotkanej brzozy
nie nagrało się w ogóle.
Nie
można też zapominać o kontrowersjach, czy niektóre dźwięki były odgłosem
kolizji zewnętrznych, czy też, jak je interpretuje krakowski Instytut Ekspertyz
Sądowych, „odgłosem przesuwających się przedmiotów” wewnątrz samolotu. Więc
TAWS-y, zwłaszcza TAWS#36 i TAWS#38, okazują się najpewniejsze.
Ale
już zdecydowanie trudniej było zlokalizować w terenie zapisane w innym
rejestratorze parametry lotu, jak prędkość samolotu, jego wysokość, prędkość
zniżania, pochylenie i przechylenie, przeciążenia (wstrząsy), ruchy wolantem,
itp. Wprawdzie MAK i komisja Millera przyjęły za „pewnik”, że pierwszy silny
wstrząs (do 0.88g) wystąpił przy złamanej brzozie, ale tu wpakowały w pułapkę,
z której mniej lub bardziej jawnie usiłowały wybrnąć. Zaś innego, podobnie
wyrazistego punktu, na ścieżce podejścia już nie ma.
Jedynym
obiektywnym związkiem między parametrami lotu a terenem, jest wysokość właśnie
nad terenem (czyli wysokość radiowa). Bo teren pod samolotem, jak widać na
rysunku, był mocno pofalowany, zatem zapisany wykres wysokości powinien te nierówności
„odrysować”. Nawet jeśli samolot nie leciał poziomo, a lotem parabolicznym, to
zapisane wahania wysokości winny się zazębić z profilem terenu. Czyli po ich
nałożeniu na profil – powinno się uzyskać płynny i wyrównany tor lotu.
Jak
widać na rysunku – tego warunku całkowicie nie spełnia „trajektoria Millera”,
pokazana linią czerwoną. Komisja na siłę uczepiła się brzozy (vide przytoczone
w 8-mej minucie filmu Podkomisji nagranie), mimo że w takim zestawieniu wysokości
wyraźnie nie pasują do terenu. I jej trajektoria wygląda jak połamany drut,
wydobyty ze złomowiska. I na złomowisko należy ją odesłać.
Inaczej
poszachrował MAK. Choć wysokości i wstrząsy były zapisane nierozdzielnie, bo w
jednym rejestratorze, to MAK je jednak rozdzielił. Wstrząs dostawił do brzozy
(choć razem z wysokościami wolał go nie pokazywać), ale wysokości przesunął
tak, aby oparta na nich trajektoria była jednak płynna.
Poszukując
właściwego zestawienia wysokości z terenem ustaliłem, że właściwym wyznacznikiem
ich oraz ściśle związanego z nimi wstrząsu nie jest złamana brzoza, ale miejsce
położone około 35 metrów po jej minięciu. I z tym przesunięciem odkładając nad
terenem kolejne wysokości – otrzymałem zupełnie płynną trajektorię, na rysunku
pokazaną umieszczoną najwyżej linią w kolorze niebieskim.
Choć
na „trajektorii niebieskiej” występuje spory garb, w zakresie 1800-1700 metrów
od lotniska. Ale jego prawdopodobnym powodem jest to, że dokładnie w tym
miejscu samolot przelatywał nad zakolem rzeczki Wiazowienki,
które tam ułożyło się wzdłuż kierunku lotu i dokładnie pod nim. Nie
udało mi się ustalić głębokości tej rzeczki, ale można też przypuszczać, że
woda częściowo rozpraszała sondujące wysokość fale radarowe, co mogło być
przyczyną opóźnienia sygnału. A biorąc pod uwagę brak w tym miejscu adekwatnych
dodatkowych przeciążeń – z pewnością możemy ten garb usunąć (linia przerywana).
Co
ciekawe, to jak się później przekonałem, identyczne przesunięcie o 35 metrów
przyjął również MAK. I uzyskał trajektorię kształtem zupełnie pokrywającą się z
moją. A mówiąc ściślej; to ja uzyskałem trajektorię pokrywającą się z
trajektorią MAK-u, bo MAK uczynił to przede mną. I też usunął wspomniany garb,
z tym, że MAK nie próbował wyjaśniać jego powodu. Po prostu w tym miejscu
„pogłębił” teren o wysokość tego garbu, a taki teren nazwał „obliczeniowym”. A
przy okazji swoich „obliczeń” obniżył również resztę terenu, przez co jego
trajektoria przebiega o dobre kilka metrów niżej, niż niebieska. Ale że obie
mają identyczny kształt, a odniesione do tego samego terenu wręcz pokrywają się,
to tej drugiej już nie pokazuję.
Po
tym niezbędnym wprowadzeniu dochodzimy do istoty, którą jest analiza
„trajektorii Podkomisji MON”. Wprawdzie na swoim filmie z końca lipca 2020r. (opublikowanym
na początku sierpnia) Podkomisja wprost jej nie pokazuje, ale ta trajektoria
wynika z założonego przez nią cofnięcia wszelkich zdarzeń o „około 100 metrów
przed brzozą”, jak to sformułował dr K. Nowaczyk. Niestety, to „około” zmusiło
mnie do żmudnych analiz siedmiu wariantów, leżących między 60 a 120 metrów
przed brzozą. Z nich wybrałem najkorzystniejszy dla Podkomisji MON, który jest
wyprzedzony o 80 metrów względem komisji Millera, a o 115 metrów względem MAK-u
(na rysunku jest to położona najniżej linia zielona). I nareszcie można ją
porównywać, choć jedynie z trajektorią niebieską, bo „trajektoria Millera”
nadaje się tylko na śmietnik.
Trzeba jeszcze wyjaśnić, że trajektorie;
niebieska i Podkomisji, zostały odtworzone według wysokości podanych w raporcie
MAK (rys. 46), gdzie je wykreślono precyzyjniej. A wyrysowany profilu terenu
nie jest ani „profilem Millera”, ani „obliczeniowym MAK-u”, ale został pobrany
ze strony http://www.wysokosc.mapa.info.pl/ . Oraz
że przesunięcie na rysunku komunikatów Nawigatora (i punktu TAWS#37) dla
„trajektorii niebieskiej” jest takie samo jak przesunięcie parametrów lotu,
czyli wynosi 35 metrów wprzód (w kierunku lotniska). Ale dla
„trajektorii Podkomisji” nieco się różni od przesunięcia parametrów lotu, bo
wynosi nie 80, a 70 metrów wstecz względem komisji Millera. Uwzględnia bowiem
zakładany przez Podkomisję MON zanik zasilania na wysokości 15 metrów, a wtedy
oba zapisy, foniczny i parametrów lotu, musiały zakończyć się jednocześnie. A
skoro przesunięty przez Podkomisję zapis parametrów lotu urywa się o 8:41:03,
około 620 metrów od lotniska, to również zapis foniczny należy usytuować tak,
aby kończył się w tym samym czasie i miejscu.
A
tak wygląda porównanie „trajektorii Podkomisji” z „trajektorią niebieską”:
1. W zakresie płynności – obie trajektorie
są podobne. Niewielkie pofalowania można złożyć na artefakty, wynikające ze
skokowego zapisu wysokości radiowej, która była zapisywana mniej więcej co 2.9
metra. I na nieścisłości w profilu terenu, zwłaszcza na nieujętą na mapie
infrastrukturę naziemną.
Z tego samego powodu nic też nie dają
porównania umieszczonych w środkowej warstwie rysunku wykresów przeciążeń
pionowych, których zmiany o zaledwie 0.02-0.04g też są tylko artefaktami. I
nawet naniesione na nich znaki „+” i „-”, czyli zgodności i niezgodności, też
są skutkiem czysto statystycznego przypadku. Jedyne znaczenie mają trwałe
tendencje wznoszące, a te są zgodne w obu trajektoriach.
2. Także komunikaty
Nawigatora „90” … „20” o wysokościach nad terenem (liczby w prostokącikach u
góry rysunku) nie przynoszą zdecydowanego rozstrzygnięcia. Bardzo opóźniony
jest komunikat „90” na „trajektorii Podkomisji”, z kolei na „trajektorii
niebieskiej” trzy ostatnie: „40”, „30” i „20” są mocno przyspieszone. Z tym, że
to przyspieszenie można tłumaczyć narastaniem emocji u Nawigatora.
3. Za to na korzyść „trajektorii niebieskiej” świadczy odległość, jaką utracona końcówka lewego skrzydła musiałaby pokonać do miejsca, gdzie upadła na wrakowisku. W tym przypadku ten fragment pokonał około 80 metrów, a mechanika jego odłamywania się ku górze umożliwiła mu „wrzecionowy” lot, dzięki któremu przemieścił się nie tylko do przodu, ale również z lewa na prawo. A wirując pionowo – łatwo się też mieścił między drzewami.
3. Za to na korzyść „trajektorii niebieskiej” świadczy odległość, jaką utracona końcówka lewego skrzydła musiałaby pokonać do miejsca, gdzie upadła na wrakowisku. W tym przypadku ten fragment pokonał około 80 metrów, a mechanika jego odłamywania się ku górze umożliwiła mu „wrzecionowy” lot, dzięki któremu przemieścił się nie tylko do przodu, ale również z lewa na prawo. A wirując pionowo – łatwo się też mieścił między drzewami.
Natomiast w przypadku „trajektorii
Podkomisji” ten fragment skrzydła miałby do pokonania aż 190 metrów i musiałby
przelobować nad trzema grupami drzew, do tego z wyraźnie niższej wysokości. A
skoro miała go oderwać eksplozja – to odrzuciłaby go poziomo i w lewo,
więc trudno jest wytłumaczyć jego znalezienie się po prawej stronie. (Tu warto
zaznaczyć, że ten fragment skrzydła nie był tym, który MAK nazajutrz po
katastrofie przeniósł na wrakowisku, co wykryli uważni obserwatorzy zdjęć
satelitarnych.)
4. Ciekawe są
widoczne na trajektoriach wybrzuszenia, na każdej w innym miejscu. To na
„niebieskiej” zostało już omówione, natomiast na „trajektorii Podkomisji” widać
inne, w zakresie 1270-1210 metrów od lotniska. Akurat w tym miejscu znajdują
się dwie hale fabryczne, które zostałyby odrysowane niemal idealnie. Jednak
wyznaczony przeze mnie poziomy tor lotu przebiega około 10 metrów w bok od hal
(na południe), nie mam też pewności, czy w roku 2010 te hale już istniały. Ale
zważywszy, że 10 metrów to jednak bardzo niewiele, to to wklęśnięcie jest
mocnym atutem Podkomisji MON. Ale jedynym.
5. Duże kółka około odległości 2000-1900
metrów od lotniska oznaczają miejsca, w których odezwało się pierwsze
wszczynające alarm TAWS#37 ‘terrain ahead’. Wtedy TAWS zapisał wysokość nad
terenem jako 98.5 metra i wysokość nad lotniskiem jako 61.2 metra. Natomiast
„trajektoria niebieska” w tym miejscu ma wysokości odpowiednio 102/62 metry, a
„trajektoria Podkomisji” – 99/81 metrów.
Choć dla wysokości na terenem pewną przewagę ma „trajektoria Podkomisji”, to za
to jest zupełnie niewiarygodna odnośnie wysokości nad lotniskiem, gdzie zapis
TAWS-u został przekroczony aż o 20 metrów. Za to „trajektoria niebieska” w tym
punkcie ma się zupełnie dobrze.
Ponadto TAWS zapisał jeszcze poprzedzającą
prędkość zniżania (7.64m/sek.), a akurat w tym miejscu „trajektoria Podkomisji”
niemal nie opada, czyli prędkość zniżania miałaby bliską zeru. Ta różnica jest
też za duża.
6. Zupełnie niewiarygodne jest też
załamanie „trajektorii Podkomisji” po minięciu odległości 1850 metrów. To
załamanie nie tylko nie ma żadnego uzasadnienia, ale przeczy mu też zapis
przeciążenia pionowego, które w tym miejscu nie wykazuje nawet najmniejszej
zmiany. A powinno wynosić co najmniej -1.5g, czyli nie tylko mocno przekroczyć
rzeczywiście zarejestrowane, ale jeszcze być przeciwnie skierowane.
Kolejny
taki moment następuje około odległości 1700 metrów od lotniska, gdzie
„trajektoria Podkomisji” gwałtownie się poziomuje, czemu znowu powinno
towarzyszyć duże przeciążenie, tym razem dodatnie. Lecz zapis przeciążenia tu ma
zmianę śladową, do tego ujemną, czyli odwrotną do wymaganej.
Tu wyjaśniam, że wszystkie pozostałe
odtworzone przeze mnie warianty „trajektorii Podkomisji”, w zakresie
przesunięcia o 60-120 metrów względem terenu, mają podobną gwałtowną zapaść po
minięciu 1900-1850 metrów. Czyli raczej nie w tę stronę wiedzie droga.
Zatem o wyniku
konkurowania obu trajektorii trudno nawet rozstrzygać arytmetycznie, skoro
„trajektoria Podkomisji” ma aż takie przełamania, raczej ją dyskwalifikujące.
Tymczasem „trajektoria niebieska” takich nielogicznych sprzeczności (bo garb
daje się wyjaśnić) nie ma. Ale że film Podkomisji MON jest tylko zwiastunem
ostatecznego raportu, to nie można wykluczyć, że ta rywalizacja nie została
jeszcze zakończona, a tym samym dziś jeszcze nie można jej ostatecznie
podliczyć.
Choć
uważam, że aby poprawić swe notowania, Podkomisja musiałaby udowodnić, że
zapisy zostały sfałszowane nie po komunikacie Nawigatora „20”, jak twierdzi
teraz, ale znacznie wcześniej. Co najmniej poczynając od odległości 1900 metrów
przed lotniskiem, czyli w okresie aż 19-tu sekund.
Alur – sierpień 2020r.
Komentarze
Prześlij komentarz