ZAMACH NA PRAWDĘ – cz. 2

Po katastrofie smoleńskiej szok w obozie rządzącym i w zaprzyjaźnionych z nim mediach trwał krótko. Na chwilę uległ mu nawet Naczelny Gazety Wyborczej – A. Michnik. Cytuję z pamięci: „Prezydent z pewnością był patriotą”. Oraz: „W przeszłości nie zawsze sprawiedliwie go oceniałem”. Ale szybko zdano sobie sprawę, że współczucie dla Ofiar niebezpiecznie podnosi notowania PiS. A tego Platforma Obywatelska już tolerować nie potrafiła.
Więc niemal od razu pełniący obowiązki Prezydenta, a wciąż jeszcze Marszałek Sejmu – B. Komorowski rozpoczął „wojnę o krzyż” przed Pałacem Prezydenckim. Która, za pełną aprobatą władz państwowych oraz Prezydent Warszawy H. Gronkiewicz-Waltz, szybko przerodziła się w „wojnę z Krzyżem”. Przy zupełnej bierności policji i straży miejskiej dochodziło na Krakowskim Przedmieściu do brutalnych, chuligańskich ataków na osoby przeżywające żałobę oraz do ataków na symbole kultu religijnego. A wysyłana nocą przez Prezydent H. Gronkiewicz-Waltz straż miejska parzyła sobie dłonie, gdy płonące znicze wrzucała do śmieciarek.
Najwidoczniej Platforma Obywatelska kalkulowała, że w zbliżających się wyborach ma szansę pozyskać głosy liberalno-lewicowe i lewackie, natomiast na prawicowe może liczyć znacznie mniej. I zdecydowanie przeorientowała się na lewo.
Wszczęła więc wojnę propagandową przeciwko dobremu imieniu Ofiar katastrofy, do tego stopnia, że przemilczała nawet własne Ofiary. Perfidną jej taktyką stało się takie wypaczenie powszechnej świadomości, aby załoga samolotu, jej zwierzchni dowódca, a nawet Dyrektor Protokółu Dyplomatycznego MSZ kojarzyli się z PiS-em. Mimo, że w dwu pierwszych przypadkach nie było do tego żadnych podstaw, a trzeci był wręcz absurdem. Czasem tylko pewną łaskawość okazywano załodze, stwierdzając, że też była ofiarą, ale „nacisków”. Niestety, znaczna część społeczeństwa ten przekaz łyknęła.
Zbrojnym ramieniem PO znów stała się niezawodna Gazeta Wyborcza. Jeszcze w kwietniu 2010r. opublikowała wywiad z kpt. G. Pietruczukiem, mający dowodzić osłabienia woli śp. kpt. A. Protasiuka przez tzw. „incydent gruziński”, w którym obaj piloci uczestniczyli. I choć pilot G. Pietruczuk wprost wykluczył wpływ tego zdarzenia na kolegę: „Arek był człowiekiem wybitnie spokojnym. Nie zauważyłem, żeby jakoś to na niego wpłynęło”, to GW zamieszcza również takie jego zdanie: „Jak było faktycznie, tylko on to pewnie wiedział”. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to uzupełnienie było efektem celowego podprowadzenia go przez dziennikarzy GW.
A już całkiem oczywiste jest kłamstwo dziennikarza tej gazety, K. Geberta vel D. Warszawskiego. W filmie National Geographic opisał rzekomą szykanę, jakiej kpt. G. Pietruczuk miał potem być poddany: „pilot już nigdy więcej nie usiadł za sterami samolotu z Prezydentem”. A co w udzielonym jego własnej gazecie wywiadzie powiedział sam pilot? Powiedział: „potem latałem z nim wiele razy”.
Gdyby ktokolwiek chciał tłumaczyć red. K. Geberta słabą pamięcią, to niech zajrzy do wciąż jeszcze wiszącego w sieci słynnego artykułu GW p. t. „Kompromitacja ekspertów Macierewicza”. W tym samym artykule są też linki do oryginalnych protokółów zeznań trójki profesorów. To teraz niech w zeznaniach prof. W. Biniendy znajdzie „prośbę do prokuratorów” o cokolwiek. Albo niech poszuka reakcji na tę publikację Uniwersytetu w Akron, która potwierdzałaby insynuację, że macierzysta uczelnia profesora się od jego ustaleń odcięła. Albo niech w zeznaniach prof. J. Obrębskiego znajdzie cytat o „wybuchu w szopie”. Albo…
Niedawno na „wiecu poparcia” dla GW roznamiętniona czytelniczka zapewniła red. A. Michnika: „My w Pana gazecie czytamy każde słowo!”. To wyjaśnia, dlaczego u czytelników wyłącznie tej gazety stan świadomości jest, jaki jest.
Wspomniałem film National Geographic, przedstawiający makowską wersję tej katastrofy. Często się też spotykam z opinią, że to „porządnie zrobiony film”. Ja zaś doliczyłem się w nim aż 15-tu przekłamań, a wręcz fałszów, jak ten przytoczony wyżej. Zauważyłem też, że w charakterze ekspertów-konsultantów w filmie obok wymienionego „dziennikarza” występują także członkowie komisji Millera, mimo że film prezentuje szereg tez sprzecznych z jej raportem.
Przytoczyłem już, do czego doszła sama komisja Millera w kwestii sygnałów >terrain ahead< i >pull up<. Załącznik głoszący że, powtarzam ten niegramatyczny cytat: „te sygnały, nie wnosząc żadnej informacji, powinny zostać wyłączone (zablokowane)” podpisał m. in. członek jej podkomisji technicznej – mgr inż. P. Lipiec. Ale parę lat później, 2.01.2015r., tenże pan Lipiec wystąpił w filmiku zaprezentowanym na YT, gdzie ogłosił: „załoga czterokrotnie była ostrzegana o możliwości zderzenia się ziemią”. Zapomniał, co podpisał, czy zmienił zdanie? A może chodziło o to, że w tym czasie się rozkręcała, choć jeszcze nieformalnie, kampania prezydencka?
Gdyż regularnie na potrzeby kolejnych kampanii wyborczych fałsze smoleńskie odgrzewa się wciąż na nowo. Na przykład ten o rzekomej odpowiedzialności Kancelarii Prezydenta za złe przygotowanie lotu, choć w tym zakresie Kancelaria Prezydenta żadnych obowiązków nie miała. Niezależnie od tego, że jej pracownicy robili wszystko, by zadbać nawet o to, co było zadaniem innych. Nowością minionej (anty)kampanii prezydenckiej były próby obciążenia A. Dudy odpowiedzialnością za Smoleńsk. Który wprawdzie wtedy w Kancelarii pracował, lecz w dziale zajmującym się rozpatrywaniem wniosków o ułaskawienia, nie zaś organizacją wizyt Prezydenta.
I tak powstają swoiste „urban legends”, np. że „105-ciu członków Podkomisji MON otrzymuje po 20-25 tysięcy miesięcznie”. Podczas gdy jest ich dwudziestu jeden i otrzymują od 8-miu (Przewodniczący) do 2-ch tysięcy złotych. Jeden z nich pracuje społecznie, czyli bez wynagrodzenia.
Na przełomie marca-kwietnia 2017 Onet zamieścił artykuł, w którym napisał, że ubiegłoroczny budżet tej Podkomisji, początkowo wynoszący 2.5 mln zł, został potem zwiększony do 4-ch milionów. Ale że wykorzystanie tego budżetu ostatecznie wyniosło tylko 1.4 miliona – do tej informacji „rzetelny” dziennikarz Onetu już nie dotarł.
Na onetowskim forum regularnie pojawia się kopiowana fałszywka, zaczynająca się od wprowadzenia: „Pismo Wł. Stasiaka, które wyjaśnia, kto był organizatorem lotu do Smoleńska”. A w powołanym piśmie z 5 marca 2010r. (które jedynie było pozytywną odpowiedzią na prośbę Marszałka Komorowskiego o zabranie posłów i senatorów „na wolne miejsca w samolocie”), tym „wyjaśnieniem” ma być to przypadkowe sformułowanie: „… na uroczystości w dniu 10 kwietnia 2010r. w Katyniu Kancelaria Prezydenta RP organizuje przelot samolotu specjalnego”. Potem następuje jeszcze kilka rzekomych „cytatów”, na które dowodów autor tej fałszywki… każe czytelnikom samodzielnie sobie poszukać.
To już nie walka, to wojna, a jej głównymi strategami są politycy. Choć nie wahają się też stanąć na pierwszej linii frontu.
Pełne emfazy zapewnienia ówczesnej Minister E. Kopacz o przekopywaniu ziemi w Smoleńsku „na metr w głąb” i o „polskich patomorfologach pracujących ramię w ramię z rosyjskimi” są dość znane. Mniej znanym faktem jest, że gdy p. Minister została Marszałkiem Sejmu – zaczęła się tych swoich wypowiedzi wypierać. I powołała się na stenogramy sejmowe, w których rzeczywiście jej wypowiedzi były mocno stonowane. Na nieszczęście dla niej – zachowały się jeszcze zapisy video. Wtedy pani Marszałek, stojąc pod zarzutem fałszerstwa stenogramów, wytłumaczyła się… pomyłką stenotypistki.
Nie bacząc na powagę swego urzędu, bierności ani bezstronności nie zachował wtedy już Prezydent – B. Komorowski. Na powszechny szok, spowodowany m. in. haniebnymi oskarżeniami MAK pod adresem śp. Generała, zareagował następująco (cytuję z pamięci): „Polski raport będzie jeszcze bardziej bolesny”. Pomijając skąd wiedział, jaki raport wyprodukuje „niezależna komisja”, to jednak się mylił. Ale swoje intencje okazał prawdziwe.
Na polu tej bitwy z prawdą stawił się również b. Prezydent L. Wałęsa, który wielokrotnie powtórzył absurdalną fałszywkę o wpływie na decyzję podejścia, a nawet „lądowania”, wspomnianej „rozmowy braci”. Absurdalną beznadziejnie, bo takiego zarzutu nie tylko nie wysunął raport Millera ani nawet raport MAK, ale wice-przewodniczący komisji Millera wręcz mu publicznie zaprzeczył!
Były Minister ON – B. Klich zachowywał się dość przyzwoicie, ale do czasu. W mowie pogrzebowej, jaką wygłosił nad trumną Generała, tak wyraziście podnosił jego zasługi dla Sił Powietrznych, w tym opracowanie i wdrożenie zmian w regulaminach po katastrofie CASA-y, że dodał: „…Dlatego też, chcę Ci obiecać drogi Andrzeju, że jeśli ktokolwiek i kiedykolwiek podniesie rękę na Twój dorobek, jako Dowódcy Sił Powietrznych, ja, i Twoi najbliżsi, będziemy tego dorobku bronić!”.
Niestety, nie obronił go nawet przed sobą samym. Chyba już po paru miesiącach nagle zaczął głosić, że właśnie za CASA-ę próbował Generała odwołać z funkcji Dowódcy Sił Powietrznych, ale spotkał się ze sprzeciwem z otoczenia śp. Prezydenta. A na świadka powołał… śp. Pawła Wypycha, który także zginął w tej katastrofie.
Ta taktyka odwracania kota ogonem trwa do dziś. W końcu października 2016r. Platforma Obywatelska ogłosiła powołanie Sejmowego Zespołu do, uwaga, „odkłamywania fałszów smoleńskich”. A na Przewodniczącego Zespołu powołała Posła M. Kierwińskiego, który w swej mowie intronizacyjnej wyartykułował: „… jak przygotowywana była wizyta ze strony Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dlaczego samolot z Warszawy wyleciał później, niż było to planowane, jaka była prawdziwa prognoza pogody przed wylotem do Smoleńska”.
Na podstawie tego opublikowanego w mediach wyrywka z jego wypowiedzi nasuwa się pytanie, czy Poseł M. Kierwiński w ramach swego Zespołu zapowiadał wyjaśnienie i ujawnienie jakichś nowych okoliczności? Bo przecież wszystkie te kwestie już dawno wyjaśniła komisja Millera i to właśnie jej ustalenia przytaczałem w pierwszej części tego artykułu. Czyżby Poseł M. Kierwiński je kwestionował?
Natychmiast wysłałem do niego aż trzema drogami list z prośbą o wyjaśnienie, czy neguje raport komisji Millera, a jeśli tak, to dlaczego. Po miesiącu – przypomniałem mu się. Po trzech miesiącach poprosiłem Przewodniczącego jego ugrupowania, p. G. Schetynę, o przypomnienie Posłowi zachowań właściwych wobec komunikujących się z nim obywateli. Dziś (kwiecień 2017) minęło już ponad pięć miesięcy – i nadal nic!
(Tu dodam, że nie doczekałem się ich reakcji nawet do momentu przenoszenia nin. opracowania na stronę tego bloga – luty 2018).
Jak też nie widać jakichkolwiek dalszych przejawów działalności „Sejmowego Zespołu ds. Odkłamywania Fałszów Smoleńskich”. Za to koń, jaki jest, każdy widzi.

Wszystkie prezentowane w tym opracowaniu fakty i okoliczności, zarówno w cz. 1 jak w cz. 2, pochodzą z:
- raportu MAK,
- raportu i innych dokumentów „Komisji Millera”,
- raportów NIK sprzed roku 2015,
- orzeczeń i komunikatów polskich prokuratur (w tym Prokuratury Wojskowej) sprzed roku 2015,
- publikacji internetowych nieprawicowych mediów,
- zapisów filmowych,
- skanów lub fotokopii oryginalnych dokumentów,
- mojej korespondencji z oficjalnymi organami i i nieprawicowymi osobami publicznymi.

>Alur< - kwiecień 2017r.

Komentarze